Pisze do Was dziewica tatuażowa i nic nie wskazuje na to, że ten stan się zmieni. Podejście ustawiła mi moja babcia, która odkąd pamiętam mówiła, że tatuaże to hitlerowcy robili w Auschwitz. Podziałało, zabolało, weszło w psychikę. Mam za to dwóch szwagrów wydziaranych od stóp do głów, więc wychodzi średnia krajowa.
I ta oto niewinna istota przedstawia Wam lekturę, jak sądzę, obowiązkową dla każdego, kto w jakiś sposób siebie oznaczył. I dla wszystkich zainteresowanych historią sztuki i człowieka. Przed Wami „Ludzie malowani. Historia ludzkości w 21 tatuażach” Matta Loddera, wykładowcy historii i teorii sztuki na Uniwersytecie Essex.
Autor prowadzi nas od Ötziego, człowieka lodu, po Dennisa Rodmana: pięć tysięcy lat tatuowanej historii. „Historycy sztuki – tacy jak ja – analizują stare dzieła nie dlatego, że są piękne, tylko dlatego, że stanowią zachwycające i bezcenne źródła, za których pośrednictwem możemy próbować zrozumieć przeszłość. (…) Wszystkie obrazy są zatem pełne sensu i niosą za sobą pewne znaczenie. Obrazy tatuowane, powstające powoli i w bólu, a przy tym permanentnie odmieniające ciała osób, które je noszą, są zaś z nich wszystkich bodajże najbardziej wymowne i znamienne. Spośród wszystkich form plastycznych tatuowanie ma chyba najbardziej intymną relację z życiem wewnętrznym i społecznym ludzi.”
Ta książka to nie historia tatuażu, lecz 21 historii konkretnych postaci, dzięki którym poznajemy momenty w historii człowieka i jego cywilizacji. „Gdy rozpoczęła się II wojna światowa, poborowi walili drzwiami i oknami do tatuażystów, aby wyryć na ciele trwałe wspomnienia o domu albo ikonę lub symbol, poprzez które zasygnalizować przynależność do kraju, pułku i grupy przyjaciół. Osoby niepowołane na front również używały tatuaży, aby potwierdzić trwałość swoich związków i zobowiązania wobec kochanków i dzieci wysyłanych do boju, albo by ich upamiętnić, jeśli nie wrócili do domu.”
Przełożył Michał Jóźwiak
Wydawnictwo Insignis.